Rudzki policjant samotnie wszedł na siedmiotysięcznik
Celem tegorocznego wyjazdu wakacyjnego st. asp. Aleksandra Kufla z rudzkiej komendy był szczyt Lenina mający 7134 m n.p.m. Jest to drugi co do wysokości szczyt Pamiru, na granicy Kirgistanu i Tadżykistanu. Góra uznawana jest za jedną z łatwiejszych do zdobycia, jednak na miejscu okazało się, że nie ma łatwych siedmiotysięczników.
W tegoroczną podróż rudzki mundurowy, który na co dzień pracuje w Wydziale Prewencji Komendy Miejskiej Policji w Rudzie Śląskiej, wyruszył z 10 osobową ekipą. Pasją aspiranta jest wspinaczka wysokogórska, więc co roku wakacje spędza zdobywając kolejne szczyty. W poprzednich latach zdobył już między innymi pięciotysięczniki Kaukazu - Elbrus i Kazbek. Tym razem jednak przyznaje, że góra Lenina ma bardziej charakter kondycyjno-wytrzymałościowy niż techniczny, a na potwierdzenie tych słów uśmiecha się tylko dodając, że z 10 osobowej ekipy on sam dotarł na wymarzony szczyt. Teraz wspomina, jak jego wierzchołek góruje nad doliną Ałajską, a widok z grani szczytowej oferuje z jednej strony morze szczytów i lodowców Pamiru, z drugiej stepy Ałaju. Szczyt Lenina jak niewiele innych daje poczuć smak ,,wielkiej góry".
Wysokość, lodowiec i pogoda zawsze stanowią czynniki zagrożenia i nie należy ich lekceważyć. W drodze do pierwszego obozu ekipa przekraczała Przełęcz Podróżników (4140 m n.p.m.), oferującą wspaniały widok na całą północną ścianę Lenina. Później było ostre zejście z przełęczy po kamiennym zboczu, aż do doliny rzeki lodowcowej. W kolejnym dniu zastała ich ładna pogoda i wspaniały widok na szczyt pokryty lodem i śniegiem, ale aby wejść na szczyt, nie wystarczy dobre przygotowanie i aklimatyzacja. Góry Pamiru słyną z niestabilnej pogody, co powoduje wiele niebezpieczeństw. Monumentalna grań szczytowa niemal na całej swojej długości wystawiona jest na działanie wiatru, a jej długość i rozległość nie daje szans na szybką ucieczkę podczas załamania pogody. W końcu Olek i pięciu uczestników wyprawy wyruszyło do obozu drugiego. Droga prowadziła ostro w górę na wysokość pięciu tysięcy. Po drodze mijali kilka niebezpiecznych szczelin. W trakcie wspinaczki, w rejonie do którego podążali, zeszła bardzo niebezpieczna lawina. W tym czasie cztery osoby zrezygnowały z dalszego wchodzenia i pośpiesznie zeszły do pierwszego obozu. W dalszą drogę poszedł tylko Olek z kolegą. Kilka dni aklimatyzacji i, niestety, nasz aspirant już samotnie ruszył do trzeciego obozu. Super pogoda, palące słońce i zero chmur zachęciły go do decyzji, aby następnego ranka wejść na szczyt. Niestety, z uwagi na wspomnianą już wcześniej bardzo niestabilną pogodę, pierwsza próba wejścia zakończyła się fiaskiem. Drugie podejście po godzinie było już skuteczne, jednak siedmiokilometrowa trasa prowadząca na szczyt była nie lada wyzwaniem, a wiatr i mróz dały mu nieźle w kość. Na dodatek po drodze czekał tzw. „Nóż” czyli śnieżna, 60 metrowa ściana, o nachyleniu około 70°. Olek szczęśliwie dotarł ostatecznie na szczyt. Po chwili odpoczynku, podziwianiu widoków i obowiązkowej sesji zdjęciowej, rozpoczął trzydniowe schodzenie w dół. Teraz, po powrocie do pracy wspomina tylko, że to jednak trudna góra, ale dobra pogoda, kondycja i odpowiednia aklimatyzacja, pozwoliły mu odnieść sukces. Pytany co dalej z uśmiechem mówi, że kolejna góra …